Pierwsze, co zobaczył po
wejściu do biblioteki i znalezieniu odpowiedniego biurka w Dziale Swobodnych
Rozmów, to stos książek na blacie. Tomy różnych rozmiarów, ułożone od
najgrubszego do najcieńszego, tworzyły wysoką wieżę. Na samym dole leżał Zbiór najpopularniejszych wątków
kryminalnych, przygnieciony między innymi Kodeksem Łowców, Tajemnicami seryjnych morderców oraz Stoma
sposobami na zabicie człowieka. Gdy Fay się skupił, na samym szczycie
dojrzał tytuł jeszcze jednej księgi. Kiepskie romansidła i jak się z nimi
uporać, przeczytał ze zdziwieniem.
— O ranyyy... —
Usłyszawszy przeciągłe jęknięcie, drgnął i rozejrzał się wokół.
Dopiero po chwili
zobaczył, jak zza misternej konstrukcji z książek wyłania się ręka rozpaczliwie
szukająca oparcia. Niewiele myśląc, Fay złapał ją i przyciągnął do siebie, a
jego oczom ukazała się jej właścicielka.
— Co ty wyprawiasz?
— spytał, gdy Neyrin podnosiła się,
stękając z wysiłku. — Już myślałem, że cię tu nie ma.
— Bawię się w chowanego —
burknęła, pochylając się i podnosząc leżące na podłodze księgi. — Cóż, miałam
tu małą katastrofę. Zostałam przygnieciona książkami.
Fay omiótł wzrokiem
wszechobecny bałagan i westchnął cicho. W takiej lawinie papierów na pewno nie
umiałby się odnaleźć, ba, już teraz miał problem ze znalezieniem miejsca, by
wygodnie usiąść. Odciągnął na bok kilka woluminów, po czym usadowił się na
krześle.
— Te książki będą nam
tylko przeszkadzać — stwierdził. — Pozwolisz, że pozbędę się chociaż części.
Zagwizdał cicho, a wtedy
zza regału wyłoniła się grupa małych skrzydlatych istot, które z piskiem
podfrunęły do młodzieńca. Neyrin śledziła je wielkimi, podkrążonymi ze
zmęczenia oczami. Jej włosy były w kompletnym nieładzie. Wyglądała, jakby przed
chwilą stoczyła co najmniej bitwę o losy królestwa.
— Chochliki
introligatorskie — wyjaśnił Fay, dostrzegając jej zdziwienie. — Przyleciały z
mojego świata. Mieszkają tam, gdzie jest dużo ładnych okładek. A za słodycze
zrobią wszystko, spójrz tylko.
Położył na dłoni kilka
czekoladek i wyciągnął ją przed siebie. Jeden z chochlików zachichotał, po czym
zaczął popiskiwać coś niezrozumiałego, machając łapką na swoich pobratymców.
Stworzenia wirowały wokół Faya, chcąc czym prędzej schwycić słodycze, ale
młodzieniec nakrył je drugą dłonią.
— Nie tak prędko —
powiedział. — Każdy z was dostanie po kawałku za odniesienie książki, co wy na
to?
Ledwie skończył mówić, a
istoty zaczęły formować się w grupy. Kolejno chwytały za rogi woluminów, po
czym z wysiłkiem dźwigały je do góry, szaleńczo machając skrzydełkami.
Zadowolony Fay częstował je czekoladkami, gdy wracały po kolejne tomy, by
odstawić je na właściwe półki.
— Ahaaa. — W oczach
Neyrin pojawił się błysk zrozumienia. — Słyszałam, jak Bibliotekarze narzekają,
że półki całe się lepią. Nawet wywiesili kartkę, na której napisali, że „w
bibliotece nie wolno spożywać niczego, a w szczególności słodyczy”. No to już
wiem, czyja to sprawka.
— Wbrew pozorom chochliki
są bardzo pożyteczne — odparł Fay obronnym tonem. — Dbają o okładki i opiekują
się książkami. Chyba nie sądzisz, że pozwoliłbym na to, żeby którąkolwiek
zniszczyły.
Neyrin mruknęła coś na
znak zgody i sięgnęła po czystą kartkę. Zaczęła stawiać pojedyncze słowa, co
pewien czas robiąc przerwy i raz po raz nerwowo wzdychając. W końcu odłożyła
ołówek, po czym spojrzała na Faya, który bacznie obserwował jej poczynania.
— Próbuję stworzyć jakiś
plan działania, ale zupełnie mi nie idzie. Nie wiem, jak zabrać się do tej
misji. — Ponownie wbiła wzrok w kartkę, ponuro zwieszając głowę. — Nie wiem.
Nie wiem, nie wiem, nie wiem.
Ukryła twarz w dłoniach. Fay
spojrzał na nią z mieszaniną rozbawienia i współczucia. Z jednej strony
doskonale rozumiał jej obawy, bo sam kiedyś miewał podobne, a z drugiej był
przekonany, że Neyrin świetnie sobie poradzi. Każdy Łowca musiał zmierzyć się z
wyzwaniem, jakie stanowiła pierwsza misja. Poklepał ją po ramieniu i
odchrząknął.
— Po pierwsze, nie wolno
ci panikować. Bywałaś już w innych światach, kiedy przechodziłaś szkolenie,
prawda? Teraz będzie podobnie, z tą różnicą, że to ty będziesz szefem. — Starał
się brzmieć rzeczowo. — Spokojnie, świeżo upieczony Łowca na pewno nie dostałby
zlecenia, które mogłoby przerosnąć jego siły. Opowiedz mi, o co chodzi w tej
historii, a wtedy zastanowimy się, co z nią począć.
Posłała mu spojrzenie
pełne rozpaczy i wzięła głęboki oddech.
— Dobra. — Wyciągnęła
rękę w stronę przyjaciela. Na dłoni znów pojawiła się blada kula energii,
podobnie jak dwa dni wcześniej w karczmie. — No to słuchaj uważnie.
Pulsujące światło nieco
przygasło, ujawniając powoli zarysowujący się obraz. Przez chwilę zmieniał się,
jak gdyby sam nie wiedział, jaką formę powinien przybrać. Linie zaczęły układać
się w coraz bardziej wyraziste kształty, aż w końcu Fay zrozumiał, że widzi
przed sobą twarz kobiety — na oko może trzydziestoletniej, i to dosyć
atrakcyjnej, ale o poważnej, zaciętej minie.
— Przydzielona mi
historia to krótkie opowiadanie kryminalne, które zaczęło żyć własnym życiem. W
fabule panuje tak straszny bałagan, że dziękuję bogom, o ile istnieją, że to
nie powieść. — Neyrin prychnęła cicho. — Ta kobieta to Lexie Collins, główna
bohaterka i policjantka. Ma tę irytującą wadę, że jest chodzącym ideałem, a
przynajmniej wszyscy wokół tak uważają. No wiesz, piękna, seksowna, niebywale
inteligentna, a przy tym wyróżnia się świetną umiejętnością dedukcji, ale
oczywiście musi być niedoceniana przez przełożonych. Może ze względu na swoją
płeć, nie wiem, nie chciało mi się w to zagłębiać. Nie dość, że nosi imię
niczym amerykańska nastolatka z serialu o liceum, to jeszcze sama w sobie nie
jest zbyt porywająca.
Neyrin przymknęła oczy,
koncentrując się. Gdy je otworzyła, obraz w kuli energii zmienił się, ukazując
kolejnych bohaterów opowieści. Fay spostrzegł sylwetkę innej kobiety, która
krzyczała, szarpiąc się z nieznaną postacią. Kula rozbłysła, przechodząc do
następnej sceny. Tym razem kobieta sprzed chwili leżała nieprzytomna na
podłodze, nie dając znaku życia.
— A oto ofiara
morderstwa. Kiepsko ją widać, ale możesz wierzyć mi na słowo, że chociaż
oberwała raz, to porządnie. Widzisz? — Przyjaciółka wskazała palcem zakrwawioną
głowę bohaterki. Zaczerpnęła tchu, po czym kontynuowała wyjaśnienia. — Ofiara,
Mia McCarthy, była słynną aktorką, której wiele osób zazdrościło sukcesu. Do
zbrodni doszło podczas bankietu związanego z promocją najnowszego filmu z jej
udziałem. Tak się złożyło, że Lexie też przyszła na ten bankiet, choć powinnam
raczej powiedzieć, że się tam wślizgnęła.
— To znaczy? — Fay
zmarszczył brwi. — Usłyszała, co się stało, i wtargnęła na miejsce zdarzenia?
— Nie, nie. Nie bez
kozery tak się wyraziłam. Lexie już tam była, gdy doszło do morderstwa. Jest
wielką fanką aktora, który dostał główną rolę. Bardzo chciała go spotkać. Miała
farta, bo jej przyjaciółka, Emily, też otrzymała propozycję zagrania w tym
filmie, więc pojawiła się na bankiecie. Udało jej się załatwić zaproszenie dla
Lexie. A tak przy okazji... — Neyrin zawiesiła głos i spojrzała znacząco na
Faya. — ...to Emily miała na pieńku z Mią McCarthy. Była bardzo zazdrosna, bo
początkowo to jej miała przypaść główna rola, a w końcu dostała drugoplanową. Wiesz,
jak to bywa w show-biznesie. Ktoś się z kimś pokłócił, ktoś dał komuś łapówkę,
za kulisami mogły wydarzyć się różne rzeczy.
— Zaraz, zaraz. Czyli
Emily, przyjaciółka głównej bohaterki, przyszła z nią na bankiet, na którym
ktoś zabił Mię, a więc osobę, której Emily nie znosiła. Dobrze zrozumiałem?
— Zgadza się.
— To by oznaczało, że
podejrzenia mogłyby paść na Emily, a może wręcz to ona jest winna zbrodni —
stwierdził Fay z zastanowieniem. — Choć to pewnie zbyt proste, w kryminałach
nigdy nie jest tak, że to główny podejrzany popełnił przestępstwo.
Neyrin ze strapioną miną
nawinęła lok na palec. Przez chwilę wahała się nad odpowiedzią, jakby nie
wiedziała, od której strony rozpocząć wyjaśnienia.
— Zgadłeś — przyznała w
końcu. — Sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana i zamieszanych jest w nią
wielu innych bohaterów. Niezbyt uprzejmy reżyser, policjanci, głupia
charakteryzatorka, inni aktorzy... — Zaczęła wyliczać, ale Fay powstrzymał ją
gestem ręki.
— Poczekaj, nie wszystko
naraz. Jeśli będziesz streszczać życiorys każdej postaci, to na pewno się w tym
pogubimy. Pamiętaj, że dla Łowcy najważniejsze są błędy w historii. Co poszło
nie tak? — Tknięty nagłym przeczuciem, nachylił się w stronę Neyrin. — Czy to
ma coś wspólnego z tą nieszczęsną książką o romansidłach, która leżała na
biurku, kiedy przyszedłem?
— Obawiam się, że tak. —
Przyjaciółka posłała mu cierpki uśmiech. — Widzisz, wszystko miało się dobrze
skończyć. Intryga opowiadania może nie zachwyca, ale zapowiadało się, że sprawa
morderstwa zostanie szczęśliwie doprowadzona do końca. Lexie znalazła winnego i
miała żyć długo i szczęśliwie. Ale właśnie wtedy, gdy zdemaskowała mordercę,
coś poszło nie tak.
— To znaczy?
— Za pomocą Wyobraźni
ludzie tworzą niesamowite miejsca, postaci i zdarzenia. Na przykład czasami
zdarza się, że małe dziecko wymyśla sobie przyjaciela, który towarzyszy mu,
dopóki nie dorośnie. Wymyślony świat tego dziecka nie znika, gdy z pozoru
przestaje być potrzebny. Żyje gdzieś w jego wnętrzu, bo jego rola się
wypełniła, a historia zatoczyła krąg. Ma swój właściwy początek i koniec. —
Neyrin odchyliła się na krześle, żywo gestykulując, i spojrzała bystro na
przyjaciela. — Tak właśnie działa Wyobraźnia, gdy ludzie są szczęśliwi i
odpowiednio o nią dbają, prawda?
— Tak, ale chyba
zboczyliśmy z tematu.
— Nie, nie, poczekaj. I
nie rób takiej miny, już wyjaśniam, o co mi chodzi. — Przyjaciel westchnął w
duchu. Neyrin lubiła z każdej sprawy robić wielką zagadkę. Wyglądało na to, że
musiał poczekać, aż przyjaciółka przejdzie do sedna. — Problem polega na tym,
że autor tego opowiadania nie był szczęśliwy, więc w Wyobraźni wystąpił błąd.
Gdy historia Lexie dobiegała końca,
wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Zdemaskowany morderca próbował ją zabić, a
Lexie miała cudem ujść z życiem, powiadomić innych policjantów i go złapać, ale
w tym właśnie momencie opowiadanie nagle zmieniło gatunek… na komedię
romantyczną.
— Że co? — Chłopak zrobił
wielkie oczy. — Dlaczego? Jak to się stało?
Uśmiechnęła się pod
nosem, widząc jego reakcję. Sięgnęła po odłożone na bok notatki dotyczące
misji. Pobieżnie przebiegła po nich wzrokiem.
— I tu jest pies
pogrzebany. To z pewnością wina autora. Poszukałam informacji o jego życiu
prywatnym. Wszystko wskazuje na to, że od początku kreował Lexie na postać
przypominającą jego ukochaną, co, swoją drogą, tłumaczy te zachwyty nad jej
osobą. — Zrobiła wymowną minę. — Ale kiedy opowiadanie było prawie skończone,
autor przeżył wielki zawód miłosny. Co prawda jakoś się po nim pozbierał, ale
nie wrócił już do pracy nad historią, a porzucony świat dawno zdążył zyskać
własne życie. Stąd moje porównanie autora do dziecka, tylko że dziecko
bezpiecznie doprowadziło swoją historię do końca.
— Boję się myśleć, co się
tam wydarzyło.
— Nie uwierzysz w to. —
Kąciki ust Neyrin zadrgały lekko. — Po pierwsze, morderca zakochał się w Lexie.
Po drugie, można powiedzieć, że cała reszta świata zrobiła to samo. Wszyscy bohaterowie
zadurzyli się w niej po uszy, bez względu na płeć i wiek. Początkowo Lexie była
całkiem zadowolona, bo nie można odmówić jej próżności, ale teraz chce stamtąd
uciec. I to razem z mordercą, bo zapomniałam wspomnieć, że odwzajemniła jego
uczucia.
Fay z niedowierzaniem
spojrzał na przyjaciółkę, przez chwilę nie będąc w stanie wykrztusić z siebie
ani słowa sensownego komentarza.
— To się nazywa bałagan —
powiedział w końcu. — Chyba będziemy mieć sporo pracy.
— Na to wygląda. — Neyrin
westchnęła. Z jej twarzy zniknęły ślady rozbawienia. — To brzmi śmiesznie, gdy
się o tym słucha, ale niestety osobą, która musi zaprowadzić tam porządek,
jestem ja.
Chłopak zgarbił się, ze
strapioną miną spoglądając na notatki przyjaciółki. Chochliki latały mu nad
głową, popiskując i domagając się jedzenia. Machnął niecierpliwie ręką,
szepcząc coś w obcym języku, a stworzenia z ociąganiem odleciały w kierunku
regałów.
— Musimy znaleźć ten
moment, w którym świat zaczął żyć własnym życiem — odezwał się. — Moment, w
którym wszystko poszło nie tak.
— Przecież właśnie ci o
nim opowiedziałam — zdziwiła się Neyrin. — Wszystko działało poprawnie do
chwili, gdy Lexie zdemaskowała mordercę. Wtedy historia gwałtownie się
zmieniła. Na tym właśnie polega mój problem. Uczono mnie, że Łowca powinien
przenieść się do tego wydarzenia, które wywołało dalsze zmiany, i naprawić
błędy, ale ja nie rozumiem, co w tej scenie poszło nie tak. Zaraz po niej miało
nastąpić zakończenie.
— A może haczyk tkwi w
tym, że świat zmienił się już wcześniej, tylko tych zmian nie było widać? — Neyrin
zmarszczyła brwi. — Załóżmy, że wydarzyło się coś, co nie zadziałało od razu i
dopiero pewien czas później namieszało w całym opowiadaniu.
— Nie pomyślałam o tym.
Coś w tym może być. — Wyprostowała się jak struna. Gdy nowa myśl przyszła jej
do głowy, dziewczyna zerwała się z krzesła. — Muszę to przemyśleć. A co, jeśli
scena zdemaskowania mordercy ma związek z jakimś wcześniejszym wydarzeniem, na
które nie zwróciłam uwagi? Rany, jeśli to prawda, to może rozwiązanie jest już
blisko!
— Spokojnie, to tylko
przypuszczenie. Myślę, że byłoby lepiej, gdybyś wpuściła mnie do Archiwum
Misji. Powinniśmy razem prześledzić akta.
Neyrin ochoczo pokiwała
głową, po czym zaczęła zbierać nieskładnie porozrzucane papiery. Przysunęła
krzesło do stołu, czyniąc to nieco zbyt energicznie. Fay skrzywił się, słysząc
towarzyszący temu nieprzyjemny odgłos.
Ruszyli w kierunku
wyjścia z Działu Swobodnych Rozmów, po drodze mijając grupy Kronikarzy i
Skrybów, czytających rozmaite książki lub dyskutujących nad ich treścią. Łowcy
nie byli jedynymi, którzy chętnie korzystali z wyjątkowego miejsca w
bibliotece, gdzie nie musieli zachowywać bezwzględnej ciszy. Niektórzy
Hmm’oganie zachowywali się nawet zbyt głośno, jak zwykle uważając się za panów
i władców całego Biura.
Wkraczając do głównej
części biblioteki, Neyrin odwróciła się i położyła palec na ustach, patrząc na
przyjaciela. Skinął głową, podążając za nią najciszej, jak tylko potrafił.
Wyminęli zaczytanych gości oraz tajemniczych Bibliotekarzy, którzy przemykali
od regału do regału, czyniąc to z taką lekkością i gracją, że przypominali
nieuchwytne cienie.
Dziewczyna zaczęła
mocować się z drzwiami, nie mogąc ich otworzyć. Po chwili wypadła na korytarz,
wydając z siebie zduszone przekleństwo.
— Jak zwykle
niewychowani. — Usłyszeli przyjaciele. Fay rozejrzał się, szukając źródła
głosu, aż spostrzegł znajomego lwa na kołatce. — I na co się tak gapisz,
Odmieńcze?
— Pewnie na głupie
metalowe zwierzę, które nawet nie może się ruszyć — podsunęła Neyrin. — Wcale
nie lepsze niż Odmieniec.
Rzuciła lwu spojrzenie
pełne pogardy, by w odpowiedzi usłyszeć wściekły ryk. Ostentacyjnie odwróciła
się na pięcie, a ciemne włosy zafalowały i opadły jej na ramiona.
Ignorując dobiegające zza
pleców obelgi, przyjaciele czym prędzej wspięli się po schodach. Do Archiwum
Misji na szczęście nie mieli daleko. Mieściło się w samym centrum budynku, a
prowadziło do niego wiele dróg — wszystkim pracownikom zależało, aby było łatwo
dostępne nawet z najodleglejszych zakamarków Biura.
Stanęli przed ozdobnym
wejściem. Mimo że Fay bywał tu już wiele razy, ogromne wrota nieodmiennie
budziły w nim mieszaninę podziwu i lęku. Na portalu widniały ornamenty,
wykonane z dbałością o najmniejsze szczegóły, a ponad archiwoltą połyskiwały
złote litery, ułożone w napis Archiwum Misji.
Największą uwagę
przyciągało wnętrze pomieszczenia. Gdy Fay wszedł do środka, odruchowo zadarł
głowę, spoglądając w górę.
— Piękne, prawda? —
powiedziała cicho Neyrin, patrząc w tym samym kierunku. — Ale zawsze budziło we
mnie niepokój.
Na kopulastym suficie
rozciągało się malowidło utrzymane w różnych odcieniach błękitu i głębokiego
granatu, gdzieniegdzie przetykanych akcentami srebrzystej bieli. Przedstawiało
kobietę siedzącą nad brzegiem ciemnego jeziora. Skrywała twarz w dłoniach,
przez co nie można było zobaczyć jej miny, ale widok zgarbionej sylwetki i
poszarpanej sukni zawsze napawał obserwatorów osobliwym smutkiem. Długie,
iskrzące się jak śnieg włosy opadały do wody, ginąc w nieprzeniknionej toni. W
tafli jeziora odbijał się księżyc, który zdawał się obserwować kobietę bez
cienia współczucia, niczym surowy sędzia górujący nad grzesznikiem. Fay nie
rozumiał znaczenia tej sceny, ale za każdym razem, gdy widział nieznajomą z
malunku, miał wrażenie, jakby patrzył na kogoś, kto właśnie utracił wszystko i
został pozbawiony wszelkiej nadziei.
— Parę razy słyszałem
plotki, że ta kobieta naprawdę istniała — odezwał się. — Podobno była bohaterką
jednej z pierwszych historii, jakie powstały, i tragicznie skończyła.
— Co jej się stało? — W
zielonych oczach Neyrin błysnęło współczucie.
— Nie mam pojęcia.
Zresztą chyba nikt tego nie pamięta. To musiało być bardzo dawno temu. Ciekawe,
czy ona też została wyrzucona ze swojego świata.
— Może dlatego tak
cierpi.
— Może. — Uśmiechnął się,
wodząc wzrokiem po obrazie, ale w tym uśmiechu nie było śladu wesołości. Przez
chwilę milczał, aż w końcu odchrząknął cicho. — No dobra, chyba wystarczy nam
tych wrażeń estetycznych, co? Pora popatrzeć na coś znacznie brzydszego.
Dyskretnie wskazał
kontuar po przeciwległej stronie sali oraz siedzącego za nim Hmm’oganina, który
podejrzliwie przyglądał się przybyszom. Olbrzym mrużył oczy, nawijając brodę na
palec, i śledził ich każdy ruch.
— Słucham — rzucił
oschłym tonem, gdy się zbliżyli.
— My w sprawie świata
#6912-57A. — Neyrin wyjęła z kieszeni mały przedmiot, kładąc go przed
Hmm’oganinem. Wziął go do łapy i przyjrzał się niechętnie.
— Kompas Łowcy się zgadza
— obwieścił. — Imię?
— Neyrin.
Łypnął na nią spode łba,
patrząc jak na istotę niespełna rozumu. Westchnął ze zniecierpliwieniem.
— Wiem, że to ona jest
powierniczką misji — wyjaśnił powoli. — Dlatego pytam nie o jej imię, tylko
tego obok. Muszę wiedzieć, czy mogę go wpuścić.
— Faylinn „ten obok” Nyx
— wycedził Fay przez zaciśnięte zęby. — Daj sobie spokój, co? Przez ostatni
miesiąc widywałeś mnie tu tyle razy, że powinieneś być w stanie wyrecytować
moje nazwisko od tyłu nawet w środku nocy.
Hmm’oganin odwrócił się,
nie zaszczycając go słowem komentarza, i zaczął szperać w szufladach. Nie mając
innego wyboru, przyjaciele czekali. Neyrin nerwowo uderzała palcami o blat,
patrząc przed siebie i starając się ignorować widok na niezbyt szlachetną część
pleców pochylonego olbrzyma.
— Można wchodzić. —
Pracownik archiwum położył przed nimi małą kulkę, stanowiącą klucz do
odpowiedniej sali.
Nie pokusiwszy się o
podziękowania, przyjaciele wyminęli kontuar, po czym ruszyli przed siebie
długim, szerokim korytarzem. Nawet część prowadząca do poszczególnych archiwów
zachwycała przepychem i rozmiarem. Na szczęście ktoś dbał o to, by akta
bieżących misji zawsze dało się odnaleźć w jednym z pomieszczeń leżących
najbliżej wejścia, więc nie musieli kluczyć w labiryncie alejek.
Znaleźli się w pokoju
wypełnionym rzędami regałów, na których ustawiono teczki z dokumentami. Panujący
tam półmrok niespecjalnie sprzyjał komfortowemu czytaniu, podobnie jak duchota
i ogólny nieporządek.
— To tu… Aa-psik! — Neyrin
pociągnęła nosem i rozpaczliwie machnęła ręką, rozwiewając tumany kurzu. —
Rany, nie wiem, czemu nikt tego nie sprzątnie. Któregoś dnia zakicham się na
śmierć, zanim zdążę wyruszyć na jakąkolwiek misję.
— I właśnie dlatego
chochliki się przydają. Zaprowadziłyby tu porządek. — Fay przeszukiwał półki,
przesuwając palcem po tytułach zakurzonych teczek z informacjami o innych
światach. — Znalazłem.
Wyjął plik dokumentów i
ułożył je przed sobą. Neyrin pochyliła się, patrząc mu przez ramię. Przed
oczami mieli oryginał opowiadania.
— To wypali ci wzrok —
ostrzegła przyjaciółka. — Ten styl, ta naiwna akcja… ech. Zresztą sam zobacz.
Fay przewrócił kilka
kartek, otwierając tekst na losowej stronie. Odnalazłszy nowy akapit, zagłębił
się w lekturze.
— Zatańczy pani ze mną? — odezwał się mężczyzna.
Lexie
zwróciła na niego swoje nieskazitelne oczy o barwie chabrów. Błyszczała w nich
przenikliwość i bystrość umysłu. Policjantka wiedziała, że jest blisko
rozwiązania sprawy — i że jeśli pociągnie za kilka sznurków, wykorzystując
swoją niewiarygodną zdolność manipulacji, wkrótce schwyta winnego.
—
Och, oczywiście. — Uśmiechnęła się czarująco. — Od początku chciałam spędzić z
panem więcej czasu. Gdzie pan się wcześniej podziewał? Czyżby tam zabawa była
lepsza?
Wskazała
na salę, w której przed chwilą zaatakowano Mię McCarthy. Na szczęście nikt nie
wiedział o przykrym wypadku — nikt poza nią i Emily, która odkryła ciało, zanim
ktokolwiek inny zdążył je zauważyć. Lexie zadbała o to, by sprawa nie wyszła na
jaw, a zabawa toczyła się dalej, dzięki czemu miała szansę dyskretnie przepytać
niczego nieświadomych gości.
—
Hmm, czy ja wiem, czy taka dobra… — Mężczyzna zastanowił się. — Cóż,
odtwórczyni głównej roli wprowadziła nerwową atmosferę, więc postanowiłem
przejść się gdzie indziej. I na szczęście natrafiłem na panią.
Lexie
zachichotała wdzięcznie, rzucając mu powłóczyste spojrzenie. Pozwoliła mu objąć
się w talii, a sama ujęła ofiarowane ramię.
—
Naprawdę dobrze się złożyło. Na co dzień nie obracam się wśród gwiazd, ale
słyszałam, że pani McCarthy to awanturnica. Pewnie zaczęła się z kimś kłócić,
prawda?
Stwierdziła
w duchu, że ze swoimi zdolnościami aktorskimi to ona powinna dostawać główne
role w filmach, a nie jakaś tam Mia. Cóż, może nieładnie tak myśleć o
nieboszczce, ale chwilowo Lexie miała w głowie wizję wielkiego sukcesu i
uznania całej policji za błyskawiczne rozwiązanie sprawy.
—
Nie inaczej. Krzyczała coś w stronę Emily Cook, tej aktorki drugoplanowej, ale
nie wiem, o co chodziło.
Lexie
aż zmroziło, gdy usłyszała nazwisko przyjaciółki. Pewnie, ufała Emily, była
pewna, że przyjaciółka nie mogła zabić człowieka, ale przy takim obrocie spraw
łatwo mogła stać się główną podejrzaną. Co powinna zrobić, by ją uratować?!
Fay
przerwał czytanie i odwrócił się do Neyrin.
—
I jak? — zapytała z lekkim uśmieszkiem.
—
To nie jest parodia? — upewnił się, a przyjaciółka pokręciła głową. — No cóż,
przynajmniej już wiem, że oczy Lexie są koloru chabrów, a nie po prostu
niebieskie. Swoją drogą, niezła z niej megalomanka.
Zachichotała,
po czym zabrała kartki.
—
Ale wiesz co? — zaczęła, śledząc tekst wzrokiem. — To opowiadanie ma jedną
zaletę. Dużą zaletę.
—
Jaką?
—
Opisy jedzenia — stwierdziła z pełną powagą. — Posłuchaj tylko. „Na stole stało
kilka pater, po brzegi wypełnionych apetycznymi ciastami. Koło jeszcze ciepłej
szarlotki ustawiono tort bezowy z największymi truskawkami, jakie Lexie
widziała w życiu. Już chciała sięgnąć po talerzyk, ale zrezygnowała, gdy do jej
nozdrzy dotarł aromat pieczonego mięsa”.
—
Znowu mam wrażenie, że autor minął się z powołaniem. Jak na razie jedyne, co
łączy tę historię z kryminałem, to wątek morderstwa.
—
No, muszę przyznać, że jestem rozczarowana. Nie na to liczyłam. — Przewróciła
kartkę. — Ale za to wyobraź sobie, co będzie, kiedy wejdziemy do tego świata i
staniemy z ciastem twarzą w twarz! Zakładając oczywiście, że ciasto ma twarz.
Hm, nieważne. Tak czy siak, mój żołądek twierdzi, że to może być nawet
ciekawsze niż konfrontacja z mordercą.
Neyrin
wyraźnie się rozmarzyła i dalej paplała o słodyczach, ale Fay nie skupiał się
na jej wywodzie, intensywnie myśląc o opowiadaniu.
—
No właśnie, morderca. Nie powiedziałaś mi, kim on jest.
—
Ach. — Umilkła, zaskoczona. — Rzeczywiście. Pamiętasz, jak opowiadałam ci o
aktorze, którego tak uwielbia Lexie? To właśnie on zamordował. Był narzeczonym
Mii McCarthy. Z pozoru tworzyli idealny związek, ale tak naprawdę nie dość, że
ją zdradzał, to jeszcze był łasy na jej pieniądze. Miał chytry plan kradzieży,
więc specjalnie się do niej zbliżył.
—
Czyli ostatnia scena opowiadania opisuje, jak został zdemaskowany przez Lexie.
— Fay ponownie przejął kartki i zaczął przerzucać je w poszukiwaniu końcowej
strony.
Ten
fragment tekstu wyraźnie różnił się od reszty. Pismo było rozedrgane i
niepewne, a niektóre litery rozmazane od łez, które autor musiał uronić przy
pracy. Fay wygładził pomiętą kartkę, próbując doprowadzić ją do porządku, i
zaczął czytać.
Lexie
zmierzyła go czujnym spojrzeniem, mrużąc oczy jak kotka.
— Mam cię.
— Zbliżyła się, pokazując odznakę policyjną. — Wiem o wszystkim.
—
Doprawdy? — Uśmiechnął się i rozłożył ręce w geście pełnym ostentacji. — Czyli
o czym?
— Wszystkiego
dowiesz się w swoim czasie. Obawiam się, że jesteś podejrzany o morderstwo i
musisz zastosować się do moich poleceń — oświadczyła. — Zatrzymuję cię w
imieniu prawa. Zaraz będzie tu policja i grzecznie pojedziemy na komisariat.
— Nie tak
prędko — warknął i rzucił się w jej kierunku.
Lexie GŁUPIA
LAFIRYNDA próbowała uciec, ale
—
Cóż za dynamiczna końcówka — mruknął Fay z przekąsem. — I popis intelektualny
ze strony głównej bohaterki. Była sama w małym pokoju z facetem w pełni sił, no
i nie miała żadnej broni. Co ona sobie wyobrażała?
—
Nie wiemy, co teraz miało się stać. Być może Lexie oprócz niezwykłej urody,
intelektu i wszystkich innych atutów ma też tytuł mistrzyni świata w sztukach
walki. Serio, nie zdziwiłoby mnie to.
— Też prawda. — Z ciężkim westchnieniem oparł
się o regał. — Myślałem, że kiedy to przeczytam, będę miał jakiś pomysł, ale
nic nie przychodzi mi do głowy.
—
Spróbujmy przeanalizować wszystkie fragmenty, w których pojawia się postać tego
faceta. Może tam kryje się jakaś wskazówka?
Spojrzał
na Neyrin, która w skupieniu przewracała kolejne strony, marszcząc brwi. Ciemne
włosy opadły na jej zgarbione ramiona, kiedy pochyliła się nad kartkami. Zbliżyła
się do Faya i zaczęła pokazywać mu fragmenty dotyczące mordercy.
Przez
dłuższy czas uważnie czytali opowiadanie, raz po raz przyglądając się tym samym
scenom, ale mieli coraz silniejsze wrażenie, że utknęli w martwym punkcie. W
końcu Fay odsunął się i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, aż nagle w
głowie narodził mu się nowy pomysł.
—
Wiesz — zagaił. — Przyszło mi na myśl, że możemy rozwiązać to inaczej.
—
Hm? — Zerknęła na niego zza kartek. — To znaczy?
—
Przejrzeliśmy to już kilka razy, a nie dowiedzieliśmy się niczego nowego. Z
siedzenia tutaj nic nam nie przyjdzie. Może po prostu powinniśmy wskoczyć do
portalu i przenieść się do tego świata?
—
A co nam to da? Nie mów, że chcesz zobaczyć randkę Lexie i Roberta na własne
oczy. Jasne, że powinniśmy się tam teleportować, ale dopiero kiedy będziemy
mieć chociaż cień pomysłu na to, jak to wszystko odkręcić.
—
Miałem na myśli innego rodzaju podróż. — Uśmiechnął się podstępnie, a widząc
niezrozumienie na twarzy Neyrin, uściślił: — Podróż do retrospekcji.
Bardziej
doświadczeni Łowcy mogli przenosić się w czasie, aby zobaczyć różne wydarzenia
na własne oczy. Odnosiło się to jednak tylko do historii spisanych, które
podporządkowane były planowi autora. Strażnik Wyobraźni mógł dowolnie przeskakiwać
pomiędzy scenami, o ile zostały zarejestrowane na piśmie. Dzięki temu misje
często stawały się o wiele prostsze — co innego o czymś czytać, a co innego
zobaczyć to na własne oczy. Fay przeczuwał, że w ten sposób mogli z łatwością
odnaleźć moment, w którym opowiadanie wymknęło się spod kontroli.
Neyrin
rozchyliła lekko usta, jakby chciała zaprotestować, po czym zamknęła je z
powrotem.
—
To wbrew zasadom — odezwała się po chwili milczenia. Fay wzruszył ramionami.
—
Czy ja wiem? Ty jesteś świeżo upieczonym Łowcą, więc teoretycznie nie wolno ci
podróżować w czasie, ale mnie to nie dotyczy. Wiesz, ile misji w ten sposób
rozwiązałem?
—
Tak, ale ta nie jest twoja. — W jej głosie wybrzmiała nutka niepewności. —
Tylko moja. I to pierwsza.
—
Śmiem wątpić, żeby Hmm’ogan jakkolwiek to obchodziło. Traktują nas jak niższe
formy życia. Myślą, że nie dorastamy im do pięt, więc musimy uciekać się do
prymitywnych sztuczek, na które oni łaskawie przyzwalają. Prawda jest taka, że
jeśli wypełnisz misję, to będą zadowoleni, gwarantuję ci to. Sama dobrze wiesz,
że mam duże doświadczenie i w kontaktach z Hmm’oganami, i w łamaniu zasad.
Wiem, co mówię.
Po
jego słowach zapadła cisza. W archiwum poza ich dwojgiem nie było żywej duszy,
przez co milczenie tym mocniej im ciążyło. Patrzyli na siebie, nic nie mówiąc,
a drobinki kurzu leniwie unosiły się w świetle docierającym pomiędzy regały.
—
Jesteś niemożliwy — stwierdziła w końcu Neyrin, wbrew swoim słowom uśmiechając
się od ucha do ucha. — Ale niech ci będzie, wchodzę w to. Wiedz tylko, że jeśli
ktokolwiek będzie miał do nas pretensje, to osobiście dopilnuję, żebyś zawlókł
swój śliczny wróżkowy tyłek do Kreatora i wszystko wytłumaczył.
—
Nie ma sprawy. — Obojętnie skinął głową. — Swoją drogą, skąd w ogóle wiesz,
jaki był dalszy ciąg historii, skoro opowiadanie urywa się w tym momencie?
—
Tylko z raportu z pracy wykrywaczy zakłóceń, no i z informacji o autorze. —
Wydobyła kartkę pokrytą drobnym druczkiem. — To parę suchych zdań, nic więcej.
Interesujący nas fragment brzmi tak: „Lexie Collins oskarżyła Roberta Attwood o
morderstwo. Wykryto silne impulsy dysocjacyjne sfery Fantazji oraz
nierównomierny przepływ Wyobraźni. W wyniku utraty kontroli nad światem #6912-57A przez autora Robert Attwood zaniechał
następujących czynności: a) spowodowanie uszczerbku na zdrowiu u Lexie Collins,
b) podrapanie się po lewym ramieniu”… Bla, bla, bla… To nieważne… O. „Co za tym
idzie, Robert Attwood oraz wszyscy inni bohaterowie żyjący w świecie #6912-57A
zaczęli żywić romantyczne uczucia wobec Lexie Collins”. Wszystko, co istotne,
powiedziałam ci już wcześniej. No, jest jeszcze nieco bardziej szczegółowy opis
związku Roberta i Lexie, ale to cię chyba nie interesuje.
Fay
wyprostował się, poprawiając ułożenie teczek na regale.
—
Nieszczególnie — przyznał. — Skoro tak, to chodźmy. Po drodze na wszelki
wypadek jeszcze raz przejrzę opowiadanie.
—
Miłej zabawy. — Błysnęła zębami w szerokim uśmiechu.
Bez
słowa ruszył korytarzem tam, skąd przyszli, niezbyt ucieszony faktem, że
ponownie zetknie się z nieuprzejmym Hmm’oganinem. Nie mógł jednak zaprzeczyć,
że odczuł prawdziwą ulgę, mogąc wreszcie zaczerpnąć świeżego powietrza.
—
Chcielibyśmy otworzyć portal. — Neyrin położyła klucz na blacie. Pracownik
archiwum w milczeniu zabrał go i wcisnął przycisk na kontuarze.
Obok
nich pomiędzy strzelistymi kolumnami ściana wysunęła się do góry, ujawniając
pustą wnękę. Kiedy dziewczyna podeszła bliżej, ze środka buchnął snop
błękitnego światła, gwałtownie przybierając na intensywności. Rozległ się
głośny syk, a po chwili blask lekko przygasł. Lodowate promienie ułożyły się w
kształt ogromnej kuli.
—
Chodź. — Neyrin odwróciła się i wyciągnęła dłoń do Faya. Na jej twarzy malowała
się determinacja.
—
O, tak szybko? — Wyściubił nos zza kartek, po czym złapał rękę przyjaciółki. —
No to idziemy.
Stanęli
tak, aby znajdować się w jednakowej odległości od portalu, wciąż mocno się
trzymając. Ostrożnie postąpili krok do przodu, czując otaczającą ich silną
energię, która napierała na całe ciało, sprawiając, że włosy stawały dęba.
—
Na trzy — zaproponował Fay. — Raz… dwa…
Neyrin
potknęła się o wystający próg, i, nie mogąc wyhamować na czas, pociągnęła za
sobą Faya. Zdążył jeszcze zobaczyć, jak światło rozjarza się niesamowitym
blaskiem, gdy przyjaciółka znika w innym świecie, po czym sam wpadł prosto do
portalu.
Dwie
postaci zniknęły, a w Archiwum Misji zaległa cisza, i tylko Hmm’oganin za
kontuarem pozwolił sobie na lekki uśmiech, tak rzadko goszczący na jego twarzy.
Nucąc wesołą melodię, wcisnął przycisk, a ściana zakryła wnękę z portalem, jak
gdyby nigdy jej tam nie było.
—
Zostaliśmy, hmm, sami. Wreszcie chwila spokoju — stwierdził, zwracając się do
kobiety namalowanej na suficie. — Jak się miewasz?
Hehe, jak zwykle były fragmenty, przy których się uśmiałam. Cholera, to opowiadanie będzie zarąbistym połączeniem wszelkich gatunków. Nie mogę się doczekać innych misji, kto wie, może kiedyś trafią nawet do jakiegoś erotyka... x)
OdpowiedzUsuńTen kryminał to nie komedia romantyczna... to jakiś harem! No naprawdę, jak to musi wyglądać... :D
Opisy Lexie były bardzo zabawne, to, jak Neyrin się o niej wypowiedziała... heh. Nie no, kocham.
Co znalazłam:
"starając się ignorować widok na niezbyt szlachetną część pleców pochylonego olbrzyma." - tu bym usunęła "na".
Pozdrawiam. Genialne :)
To opowiadanie ma w sobie sporo ironii... tak je czytam i zastanawiam się, czy taki Łowca nie musiałby naprawiać wszystkiego w moich historiach haha. Naprawdę, w każdej fabule znajdzie się sporo bez sensu.
OdpowiedzUsuńAle naprawdę ten pomysł jest dla mnie niesamowity, świetnie by wyglądało w serialu. Chociaż czasami te ich tłumaczenia są takie pokrętne i nie zawsze te ich zarzuty wynikają dla mnie z tego, co tam w tej książce było. Ale to może być tylko wrażenie.
No i spełniło się moje życzenie, żeby dostać trochę o pracy Łowcy :d
Tyle na razie ode mnie
Pozdrawiam!