26.7.16

Rozdział III



— Kreatora nie ma w gabinecie.
To właśnie usłyszał Fay, stojąc przed bogato zdobionymi drzwiami. Po wieczorze spędzonym przy piwie — no, nie tylko jednym i nie tylko piwie — nieco się odprężył. Widok za oknem nie wydawał się taki straszny, a poranne słońce przyjemnie grzało skórę. Młodzieniec nie zwlekał więc z podjęciem decyzji. Uznał, że to pora na poważną rozmowę. Wyruszył na poszukiwania Kreatora, zdeterminowany, by znaleźć też drania odpowiedzialnego za utrudnianie mu misji.
Nie przewidział jednak, że Kreator zniknie. Zarządca Biura prawie cały czas spędzał zaszyty w gabinecie. Pojawiał się na oficjalnych uroczystościach i świętach, a potem zamykał się w swojej samotni. Ostatni raz Fay widział go podczas Wieczoru Kryminałów. A może to był Dzień Czarnych Charakterów? Sam już nie pamiętał.
Grunt, że Fay stał przed gabinetem w wojowniczej pozie, mierząc się spojrzeniem ze strażnikiem, nie mogąc zrealizować planu. Tkwił w miejscu, na przemian zaciskając i rozwierając pięści, i musiał mieć bardzo głupią minę.
— W takim razie gdzie jest? — spytał.
— Podobno chciał przejść się po Biurze i zobaczyć, jak Gryzipiórki radzą sobie ze szkoleniem. — Strażnik wzruszył ramionami.
Fay wymamrotał słowa podziękowania. Gryzipiórki — hmm’ogańskie dzieci lub częściej Odmieńcy — były nowicjuszami w Biurze. Przechodziły szkolenie pod okiem bardziej doświadczonych pracowników. Ich kwatery mieściły się zaraz obok komnat Kartografów. A więc na darmo wspiąłem się na najwyższe piętro, myślał Fay. Kiedy schodził, stopnie trzeszczały mu pod stopami, jakby współczuły młodzieńcowi.
Wydział Geograficzny, głosiła tablica, którą wyminął, wkraczając na korytarz. Nacisnął klamkę i wszedł do pomieszczenia. W środku zobaczył kilku Hmm’ogan, uwijających się jak w ukropie, oraz drugie tyle pracowników innych ras. Nie spodziewał się zastać takiego tłumu.
— To jest twoim zdaniem równoleżnik?! — Karzeł o błękitnej brodzie podskakiwał na jednej nodze. Pacnął drugiego Kartografa w ramię. — Równoleżniki, jak sama nazwa wskazuje, powinny być równoległe. Mówi ci coś takie pojęcie?
— P-p-proszę wybaczyć… — Chłopcu o spiczastych uszach zadrgała broda. Upuścił ołówek, a ten sturlał się na podłogę. — Pod tym kątem wyglądało dobrze.
Karzeł dalej krzyczał, wskazując na mapę, którą przecinała krzywa kreska. Praca Kartografów nie była łatwa. Fay dobrze o tym wiedział. Zanim został Łowcą, musiał sprawować również i takie stanowisko.
Postąpił w głąb sali. Na surowych ścianach z kamienia Kartografowie rozpięli płachty pergaminu. Maczając ogromne pędzle w tuszu, pracownicy zaznaczali na nich góry, zamki czy planety — wszystko, co występowało w danym świecie. Nie obyło się bez rozbryźniętych plam farby na podłodze, ale nikt nie zwracał na nie uwagi.
— Znowu leże smoków? — Usłyszał rozdrażniony głos. — Dlaczego w każdej historii muszą być smoki? Co za paskudne stworzenia.
— Ludzie uwielbiają o nich marzyć. — Krępy mężczyzna pochylał się nad biurkiem, trzymając linijkę. Przyłożył ją do kartki papieru i zaczął rysować. — Nie pytaj czemu. Ja wolę opowieści o kosmitach. Nie śmierdzą, nie zieją ogniem, a też są straszni. To dopiero coś!
Fay przeszedł koło stołu, wymijając zabieganych Kartografów. Mapy rozsypały mu się pod stopami, więc czym prędzej pozbierał kartki i wcisnął je w ręce zaskoczonego Hmm’oganina. Zmierzał ku drzwiom prowadzącym do siedziby nowicjuszy. Po drodze napotkał przejście do sekcji Astronomów. Zaplątał się w sznurki, na których wisiały modele gwiazd i planet, rozwieszone pod sufitem. Gdy się wyswobodził i otrzepał ubranie, odkrył, że stanął u celu. Zastukał do drewnianych drzwi. Uchyliwszy je, rozejrzał się.
— Przepraszam — powiedział, wyjmując z włosów miniaturowy Księżyc. — Czy zastałem Kreatora?
Jego oczom ukazała się duża sala wypełniona rzędami ławek, przy których siedzieli wystraszeni nowicjusze. Niewysoki brodacz spojrzał na niego znad binokli. Zarzucił szatą i zbliżył się do Faya. Zebrani odwrócili się, oczami wielkimi jak spodki patrząc to na mentora, to na blondyna. Musieli dopiero co trafić do Biura. Tylko mali Hmm’oganie wyglądali na znudzonych i niespokojnie wiercili się na krzesełkach.
— Wejdź, proszę. — Nauczyciel zaprosił go gestem ręki. — Kreator na chwilę wyszedł, ale zaraz wróci.
Fay usiadł przy najbliższej ławce, wspominając czasy, kiedy sam trafił do Biura i stał się Gryzipiórkiem. Dobrze pamiętał ten dzień i to miejsce. Pajęczyny w rogach komnaty wyglądały zupełnie tak samo, podobnie jak dziury w drewnianych blatach oraz miny oszołomionych nowicjuszy. Wyraźnie czuł ich strach, przypominając sobie swój własny. Gdy po raz pierwszy trafił do tej sali, początkowo zupełnie nie wiedział, co się dzieje. Słuchał wyjaśnień nauczyciela, wbijając wzrok w żuka spacerującego po oparciu krzesła, i nie mógł uwierzyć, że naprawdę tu jest.
To było tak dawno. Minęło tyle czasu, a on wciąż żył nadzieją, że uda mu się odejść.
Nauczyciel stanął na podwyższeniu. Zakasał rękawy, po czym otworzył leżącą przed nim opasłą księgę. Gdy znalazł właściwą stronę, odchrząknął cicho.
— Witajcie w Biurze do Spraw Nadzwyczajnych. Nazywam się Raghnall i jestem mentorem nowicjuszy oraz Kronikarzem, choć to pewnie niewiele wam mówi. — Wziął głęboki oddech. — Większość z was do tej pory żyła w innym świecie, nieświadoma faktu, że ten świat to... fikcja.
Po sali przetoczył się szmer niedowierzania. Nauczyciel czekał, aż nowicjusze ucichną.
— Byliście tylko bohaterami wymyślonymi przed ludzi — kontynuował. — Ludzie to istoty o niezwykłej mocy twórczej. Niektórzy z was mogli sądzić, że sami są ludźmi, ale jesteście jedynie postaciami stworzonymi na ich podobieństwo. Jeżeli do tej pory czciliście jakichś bogów, zastanawiając się, czy naprawdę istnieją, to zapomnijcie o nich. Kimś takim są dla nas ludzie. I tak, oni istnieją. Są bardziej realni niż my wszyscy.
Smukła elfka z krzykiem osunęła się z krzesła, tracąc przytomność. Siedzący obok Hmm’oganin zaczął wachlować ją łapami. Gryzipiórki były przerażone. Część chciała uciec z komnaty, ale strażnicy łagodnie odciągali każdego nowicjusza od drzwi.
— Czy to prawda? — jęknęła dziewczyna w szarej opończy. — Jak… jak to możliwe? Dlaczego tu trafiliśmy?!
— Yyy, hm. — Nauczyciel podrapał się po szyi. — Tak, to prawda. Każdy z was, jak przypuszczam, znalazł się tu z nieco innego powodu, ale… — Zerknął na księgę. — …regulamin twierdzi, że „w przypadku zagrożenia istnienia świata postać może zostać w trybie pilnym przeniesiona do Biura”. Tak to mniej więcej wygląda. W waszym wymiarze wystąpił błąd, a żeby go naprawić, musieliśmy was ewakuować.
Zstąpił z podwyższenia i podszedł do tablicy w rogu pokoju. Pociągnął za sznurek, a wtedy mapa Biura do Spraw Nadzwyczajnych rozwinęła się z głośnym świstem.
— Tak wygląda Biuro. Tę piękną mapę zawdzięczamy naszym Kartografom. Wspaniała, prawda? — mruknął z dumą, kładąc ręce na biodrach. — Teraz znajdujemy się tutaj. — Chwycił wskaźnik i zbliżył go do czarnej kropki na pergaminie. — Tu właśnie trafiają nowicjusze, czyli wy. Od dziś jesteście pracownikami Biura na stanowisku Gryzipiórków. Gratulacje.
— Co będziemy musieli robić? Czy możemy awansować? — spytał mężczyzna sporządzający notatki. Jako jeden z nielicznych wydawał się spokojnie podchodzić do sytuacji.
— Jest wiele funkcji, które możecie pełnić w przyszłości. Skryba, Kronikarz, Grafik, Łowca i nie tylko. O wszystkim dowiecie się w trakcie szkolenia, cierpliwości. — Raghnall znów podszedł do księgi i uniósł ją. — Gryzipiórki zajmują się głównie sprzątaniem i nauką życia w Biurze. Przynieś, podaj, pozamiataj, te sprawy, niestety. Ale nie martwcie się, to nie potrwa długo, jeżeli będziecie się starać. A teraz chciałbym wam przybliżyć regulamin Biura, więc proszę o zdwojoną uwagę!
Nauczyciel zaczął czytać, objaśniając poszczególne zasady. Fay słuchał i obserwował Gryzipiórków, pokornie kiwających głowami. Dowiadywali się między innymi, że mieli obowiązek respektować panującą władzę i nie mogli samowolnie odwiedzać innych światów.
— Przepraszam, ale czy to oznacza, że już nigdy nie wrócimy do domu? — Nowicjusz z notatnikiem cały czas coś zapisywał. — Chciałbym odwiedzić rodzinę.
Raghnall zaczął kartkować księgę. Znalazł odpowiedni zapis i triumfalnie położył palec na stronie.
— Istnieje taka możliwość — powiedział. — Raz na parę lat odbywa się konkurs, w którym nagrodą jest spełnienie jednego życzenia, oczywiście o ile nie będzie wiązało się z narażeniem Biura na niebezpieczeństwo. Żeby wziąć udział w konkursie, trzeba być co najmniej Łowcą, ale…
— To nie takie proste. — W sali rozległ się beztroski, łagodny głos.
Drzwi zaskrzypiały, a wszyscy jak na komendę zwrócili oczy w stronę wejścia. Do środka wszedł niski Hmm’oganin. Miał twarz o dobrotliwym wyrazie, poznaczoną tyloma zmarszczkami, że równie dobrze mógłby być starszy niż samo Biuro. Podszedł do ławki, ciągnąc za sobą długą, siwą brodę. Niósł w rękach pudło, w którym znajdowała się góra pączków.
— Jest wielu chętnych — powiedział, stawiając je na ławce i sięgając po słodycz. Przeżuwając, przyglądał się nowicjuszom. — A szansę na nagrodę mają tylko najlepsi pracownicy. Faylinn Nyx na pewno przyzna mi rację, nieprawdaż?
Zaskoczony Fay kiwnął głową. Nie był przyzwyczajony do brzmienia swojego pełnego imienia i nazwiska w cudzych ustach. Poczuł się nieswojo.
— Nie da się ukryć, Kreatorze — odparł. — To wyjątkowa nagroda.
Starzec gestem nakazał nauczycielowi, by kontynuował wyjaśnienia, a sam usiadł koło Faya. Zapach świeżych wypieków rozniósł się po całej sali.
— Pączka? — zaproponował blondynowi, który chętnie się zgodził. — Faylinn, świat numer #3412-78J. Przypuszczam, że mnie szukałeś. Zgadza się?
 — Tak. Czy moglibyśmy porozmawiać na osobności?
Kreator otrzepał dłonie z okruszków i posłał Fayowi uśmiech.
— No proszę, miałem zamiar przynieść sobie coś smacznego, żeby miło spędzić czas z nowicjuszami, a wygląda na to, że czeka mnie poważna rozmowa o Łowcach. — Wstał z cichym stęknięciem. — W takim razie chodźmy.
Fay nie miał pojęcia, skąd Kreator wiedział, o co chciał go zapytać. Nie podobało mu się to. Wyszedł za starcem, zastanawiając się, dokąd doprowadzi go ta rozmowa.
Nie do końca mu ufał. Z drugiej strony Kreator miał w sobie coś, co sprawiało, że nie sposób było żywić do niego niechęć. Jako jeden z nielicznych Hmm’ogan nie patrzył na Odmieńców z góry.
— Konkurs — odezwał się staruszek, gdy wyszli za drzwi. — Czy wiesz, po co go wymyśliłem? — Fay pokiwał głową, ale Kreator kontynuował. — Żeby zmotywować nowicjuszy. Nie każdy chciałby pracować dla kogoś, kto pozbawił go wolności. Co prawda tylko garstce udaje się wygrać i spełnić swoje życzenie, ale pozostali w końcu przywykają do nowego życia. Przestają tęsknić za przeszłością.
Spojrzał na młodzieńca z taką troską, że Fay poczuł irytację.
— Czasem nie można tak po prostu zapomnieć o swoim świecie. — Zacisnął pięści. — Może i jesteśmy tylko bohaterami zmyślonych historii, ale mamy prawdziwe uczucia.
— Oczywiście, oczywiście. Ale czy nie lepiej pogodzić się ze zmianami niż podzielić los opornych?
Fay przez chwilę nie rozumiał, ale nagle dotarło do niego, co Kreator miał na myśli. „Oporni”, jak to ładnie nazwał, czyli ci, którzy trafili do Biura, ale odmówili współpracy. Nie można było ich wyrzucić, bo to spowodowałoby jeszcze większy chaos w Wyobraźni, więc wymazywano im wspomnienia i umieszczano w fikcyjnym świecie — Raju, jakkolwiek ironicznie by to nie brzmiało.
Zdecydowanie nie chciał dzielić ich losu. Co to za życie z fałszywą tożsamością? Poczuł zimny pot spływający po karku. Czy to była groźba? Odruchowo cofnął się o krok.
— Warto walczyć o spełnienie życzenia, dopóki ma się na to szanse — powiedział. — Chociaż niektórzy usiłują nas ich pozbawić. Na przykład zniechęcając Łowców, traktując ich pobłażliwie lub — zawiesił głos — próbując skrzywdzić ich podczas misji.
Spojrzenia Faya i starca skrzyżowały się. Wzrok Kreatora był nieodgadniony. W ręce Hmm’oganina pojawił się kolejny pączek. Hmm’oganin wpakował go sobie do ust, w zamyśleniu obserwując młodzieńca.
— Naprawdę ktoś dopuścił się takiego czynu? — spytał. — Rozumiem, że opisałeś to w raportach.
— Tak. Chciałem z panem rozmawiać właśnie z tego powodu. — Fay na chwilę umilknął. Dziwiło go, że starzec wydawał się zaskoczony. — To nie może być zwykły Łowca, bo potrafi manipulować całymi światami.
— Sprawdzę to. — Kreator zasępił się. — Coś takiego jeszcze nigdy się nie wydarzyło.
— Nigdy? — Fay przyjrzał mu się uważnie.
Wolał nie zdradzać się, że wie o zaginięciu dwóch Łowców. Zastanawiał się, czy Kreator powiedziałby mu prawdę, jeżeli oni też padliby ofiarą tajemniczego ataku.
— Nigdy.
Fay pokiwał głową i już odwracał się, żeby odejść, ale starzec go zawołał.
— Spytałem cię, czy lepiej być Łowcą niż zacząć życie z czystą kartą — powiedział. — Ale nie znam odpowiedzi. Podejmuj decyzje mądrze, chłopcze. Bądź ostrożny i, hmm, dyskretny.
Zanim Fay zdążył odpowiedzieć, Kreator poklepał go po ramieniu i zniknął za drzwiami, pozostawiając samego z tymi zagadkowymi słowami.
Chłopak jeszcze przez chwilę stał w miejscu, wpatrując się przed siebie. W głowie pojawiały mu się coraz to nowsze pytania, na które nie znajdywał odpowiedzi. Rozmowa ze starcem wprawiła go w jeszcze większy niepokój. Nie miał pewności, czy powinien był informować Kreatora o atakach. Wiedział za to jedno — tym razem naprawdę był zdany tylko na łaskę Hmm’ogan.

3 komentarze:

  1. Byłabym oporna! Zdecydowanie. Jak sobie wyobrażę, że cały mój świat to fikcja, to i tak wolałabym w niej zostać z rodziną. Wolałabym zacząć w jakimś innym świecie z czystą kartą niż się męczyć w tym Biurze, niby fajna praca, ale niebezpieczna, poza tym byłabym skazana na pracę, której bym nie chciała. Trochę to straszne, też bym zemdlała po takiej wiadomości.
    Tak jak poprzednie rozdziały, bardzo mi się podobało i jestem ciekawa, co będzie dalej. Ten Kreator to jakiś podejrzany, powiem Ci. Nie zdziwiłabym się, gdyby okazał się głównym antagonistą! (Ale ćśś, nic nie mów :D)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noo właśnie, myślę, że też bym była oporna. W ogóle ktoś zwrócił mi uwagę, że chyba nowicjusze nie powinni tak od razu wierzyć w takie rewelacje, tylko potraktować to jak kiepski żart, niewykluczone, że później trochę poprawię/wydłużę tę scenę.
      Haha, parę osób mówiło mi, że Kreator jest niejednoznaczny. Ciekawe, ciekawe. A co do tzw. Tego Złego - milczę jak zaklęta xD

      Usuń
  2. Nie do końca jeszcze rozumiem zasady tego świata, ale na moje coś tam ten Kreator kręci, pewnie sam jest zamieszany w intrygę. Natomiast przebudzenie się z czystą kartką wcale nie jest takie piękne - kto chce utracić własna tożsamość? Czasami to dobra opcja, ale mało kto się zdecyduje. W końcu nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej.
    Chciałabym dowiedzieć się więcej o samej pracy Łowcy, zanim ta intryga rozdmucha się na dobre. Fajnie jest mieć jakieś tło na wszystko. Wiesz - jest jakaś norma, a potem to się zmienia. Bo jak się zacznie od zmian, to potem nie do końca je tak czuć.

    Chyba tyle na razie ode mnie
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń